Calpe – spotkanie z kozami na szczycie

Calpe – spotkanie z kozami na szczycie

Brak słońca i bardzo silny wiatr (moje morale trochę spadają… , Gracjana spadają pewnie kiedy nie może kręcić tysiąc wattów jedną nogą hehe), ale TAKIE górskie widoki potrafią humor poprawić!
Przejażdżka naprawdę klimatyczna zarówno krajobrazowo jak i obyczajowo, choć dla mnie po 8 tygodniach w tej dziczy już nieco ciężka, więc wszystko przeciągnęło się w czasie…

Cytaty z jazdy:
„Gdzieś Ty mnie wywlókł????”
„-Gracjan?, -Co?, -Moje nóóóóóóóżkiiii!!!”
„Ładnie tu bardzo, ale kiedy będzie zjazd? Czy w ogóle będzie? Czy Ty mnie w ogóle słyszysz?”
„Czy ta droga się kiedyś kończy?”
„Ja się męczę!!!!! Zrób coś!! (wybuch śmiechu)”
„Ja się już nie męęczęęęęę hihi haha hehe hihi” (na zjeździe)
„Tu jest jak w Polsce. Chyba wjeżdżamy na Odrodzenie! A nie… zraz zaraz… to Śnieżka!!”
Ale Everestem komentarza jest krzyk przez zęby: „Jedź ty niemiecka ZARAZOOOOOOO!!!!!” (Canyon to rower niemiecki przyp. red.)


Ostatecznie wycieczki z Gracjanem to materiał na zupełnie inny content. Ale to on uznał, że powinnam mieć dyktafon na kierownicy. Te wymiany zdań ciężko spamiętać, ale na pewno pomagają pokonywać najbardziej sztywne podjazdy okolicy oraz zupełnie nie szkodzą na mięśnie brzucha 🙂 (Sugerowanie mi bym pożyczyła od MajkCycling stój Oponeo, bo nic innego nie dopasuje się bardziej do mojej opony na brzuchu to temat na inną dyskusję… 🙂) Ostatecznie jazda z kimś, kto jedzie obok Ciebie (a dałby radę 5x szybciej), a nie w kółko pół koła lub 300m przed Tobą i nie drze się byś jechała szybciej/inaczej/tak jak on, to inny wymiar kolarstwa (sugestia nr 2 bym kupiła sobie karton, napisała na nich Campagnolo i dokleiła takie kartonowe stożki do swoich kół nie każdemu uszłaby na sucho!). I takie jazdy po prostu się PAMIĘTA. Choć knajpa, do której jechaliśmy na sam czubek tego cholerstwa była zamknięta za to były kozy…

„Ten to musi dziś daleko jechać!” – tak na pewno myśleli ludzie pod Lidlem, kiedy Gracjan pakował do swoich kieszonek całe opakowanie batoników, a jest ich w nim chyba ze 20sztuk… (upychał je normalnie jak winogrona w beczce na wino!)
Zgadnąć, że ja będę głodna, to jak przewidzieć rok przestępny po 3 normalnych, ale tego, że urocza górska koza rzuci się na nas z kopytkami, by zdobyć gryza smakołyka już na pewno nie przewidział nikt! Choć ja uważam, że ona miała tak poczciwy wyraz mordki, że na pewno chciała się tylko ZAPRZYJAŹNIĆ!!

Niewątpliwie jest to scenka, którą zapamiętam na lata i żałuję, że zdjęcia to nie video… Równie długo jak pamięć po „ataku” tego łasego na słodycze zwierzaka po górach będzie niosło się echo mojego wołania: „ona je jak mój piesek!!, o Boże, Boże, Boże, jejku jejku, no patrz JAK ONA ŁADNIE jeee, ja już za 3 tygodnie będę tak karmić mojego pieska, PIESKA, rozumiesz? o jejku jejku jaki ona ma fajny pyszczek! i je prosto z ręki! jak fiordy!!! jak mój piesek!!!”


I Strava znowu chyba dodała trochę elevation… Tym razem ze 100 czy 200m. Krz Jan Jędrzejczyk ma na to wyjaśnienie: to taktyka antydepresyjna dla kolarzy. Jeździsz do dupy, to chociaż up Ci pokaże większe i jesteś szczęśliwszy. U mnie podobno zaczęła ogarniać, że jeżdżę za dużo w stosunku do średniej rocznej i już nie mnoży elevation razy dwa, tylko skromnie coś podkręci.

Więcej zdjęć z trasy i jej opis tutaj. A poniżej przygoda z kozą 🙂

Wszystko zaczęło się od tego, że bardzo chciałam mieć zdjęcie z kozą, ale kompletnie mnie ignorowała. Gracjan wziął sprawę w swoje ręce i postanowił zwabić ją wyrwanym z korzeniami zielskiem.


Koza, która zieleniny ma pod dostatkiem, wzgardziła jednak karmieniem z ręki, więc zaproponowaliśmy jej batonika.

„Co tam dobrego masz kolarzu?”
Zwierzak okazał się jednak bardzo głodny i cwany, więc batonika próbował wyrwać nam niemalże z gardła! Początkowo jednak próbowała zahipnotyzować Gracjana wzrokiem!

Po czym ruszyła na niego z kopytkami…
„Kamila weź ją, weź jej coś powiedz!”

Na szczęście nikomu nic się nie stało. Tylko koza pozostała głodna…
„Kamila, ona chyba lubi słodycze… ZUPEŁNIE TAK JAK TY!”